czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 31.

Rozdział 31.To co się stało?

Nie. 
To nie prawda.
To się nie wydarzyło.
Oparłam czoło na dłoniach i wybuchnęłam głośnym płaczem, ale szum deszczu skutecznie mnie zagłuszał. Odchyliłam się do tyłu. Sosna, pod którą siedziałam przepuszczała pojedyncze krople spływały mi na twarz. Sięgnęłam po leżącą obok gitarę i oparłam się o nią, jednak moje dłonie drżały tak mocno, że nie byłam w stanie chwycić za struny. 

         *Chwilę wcześniej*

-No, co się stało? - spytałam nieco przestraszona. - A tak poza tym, to z kim rozmawiam?
- To ja, Bridgit. Z pracy Marty. - usłyszałam w odpowiedzi.
-A, tak. To co się stało?
-Ross nie żyje.
W tym momencie poczułam przeraźliwie mocne szarpnięcie w brzuchu. Co?
-Miał wypadek, jechał po pijaku i wjechał w drzewo. Nie zdążyli go uratować...
Więcej nie słyszałam. Komórka stała się nagle potwornie ciężka. Odsunęłam aparat od twarzy. Nie mogłam nabrać powietrza. To moja wina.
-To moja wina - powiedziałam na głos, który oczywiście złamał się w połowie zdania. Pojedyncza łza popłynęła mi po policzku. Po niej kolejna. Ruszyłam biegiem w kierunku domku, próbując zasłonić twarz rękawem. Wpadłam do środka. I gdzie teraz iść? Chłopcy zaraz wrócą, nie mam ochoty z nimi gadać. Nie wiem czemu, zabrałam z kąta gitarę Nialla i wyskoczyłam przez tylne okno. W samą porę, bo do pokoju ktoś właśnie wchodził. Odeszłam kawałek by nie było widać mnie z mojego domku i usiadłam pod jedną z większych sosen. I tak wracamy do punktu wyjścia. Wiem. Ross zginął przeze mnie. On przecież nigdy nie pił, a co dopiero jazda po alkoholu! Siedziałam tak trochę czasu, jednak deszcz nie ustawał. Wręcz przeciwnie - padało coraz bardziej intensywnie. W oddali słyszałam panią Kasię wołającą naszą grupę na zbiórkę. 
-Będziemy oglądać film! - ktoś krzyknął. Jeszcze tego brakowało. Wzięłam głęboki oddech i wzięłam gitarę. Ktoś nauczył mnie kiedyś grać Forever Young, jednak wychodziło mi to tak koślawo, że nikomu się nie przyznawałam. Ale co mam do roboty? 
 Let's dance in style, let's dance for a while
Heaven can wait we're only watching the skies...
Nie, nie mam siły śpiewać. Jeszcze jedna łza popłynęła po policzku. Straciłam już rachubę czasu, ale zdaje mi się że wszyscy poszli już na zbiórkę. 
-Angela?!
No prawie wszyscy. Z daleka widziałam Louisa biegnącego w moją stronę. Powoli podniosłam głowę mrużąc oczy. Chłopak jedną ręką machał do mnie, a drugą osłaniał się przed deszczem.
-Co tu robisz? Mieliśmy zbiórkę, ale ja i Niall poszliśmy cię szukać. 
Podniosłam głowę na dźwięk tego imienia.
-Gdzie on jest? - przetarłam oczy dłonią.
-Poszedł w drugą stronę. Rozdzieliliśmy się żeby szybciej poszło. Ale teraz mów - co się stało?
Zamknęłam oczy. 
-Ross nie żyje. A ja wiem że przeze mnie. 
-Co? Dlaczego? - spytał Lou siadając obok.
-Bo...On nigdy nie pił. A co dopiero jazda po alkoholu! 
Tommo objął mnie ramieniem.
-To nie jest twoja wina - popatrzył na mnie, czekając na odpowiedź; nie otrzymał jej, więc kontynuował - To nie twoja wina, że zakochałaś się w kimś innym. I wiesz co? Dobrze że teraz płaczesz. To znaczy, że masz uczucia, ale - zamilkł na moment - pamiętaj, że on dokonał wyboru. On poszedł pić, wsiadł potem do samochodu i zginął...
Lou mówił to tak prosto. Jakby taka śmierć była czymś normalnym. 
Miał rację.
Siedzieliśmy pod drzewem jakiś czas, ale w końcu stwierdziliśmy, że czas wracać; po drodze spotkaliśmy Nialla.
-Znalazłaś się...Co się stało? - Irlandczyk zobaczył moje zaczerwienione oczy, jednak Louis pokręcił głową. Nie chcę tłumaczyć całej tej sytuacji jeszcze raz. Jestem wdzięczna Lou, że to on mnie znalazł. Dobrze było słuchać jego słów, znaleźć oparcie. Nie w chłopaku. W przyjacielu.
A jaki puścili nam film? Nietykalni. Ironia. Opowieść o bogatym niepełnosprawnym i facecie, który ma życie za nic, ale postanowił pracować jako opiekun tego pierwszego. Mimowolnie zostają przyjaciółmi i spełniają swoje marzenia. Jeden poznaje życie w luksusie i człowieka, któremu można zaufać, a drugi wraca do swoich pasji, porzuca nudną maskę inwalidy. Siedziałam tak w kącie i rozmyślałam sobie. Życie jest brutalne.

Dobra, nie wiem czemu znowu piszę krótkie rozdziały -.- ale to cena, jaką płacicie za szybką "dostawę" ;> Rozdział smętny, ale chciałam napisać coś w tym stylu. Takie...zamyślenie? Kurczę, dodałabym kilka moich filozoficznych tekstów, ale nie sądzę że jest tu dla nich miejsce i że ktoś chciałby ich słuchać :|
btw. Co dostaliście na Mikołajki?

5 komentarzy:

iga x pisze...

matko, uwielbiam tego bloga <3
rozdział porządek, jak zawsze!
zapraszam do siebie na imaginy : http://takemomentswith1d.blogspot.com/ xx

Anonimowy pisze...

sex

Anonimowy pisze...

sexxxxxi rozdział

Ronnie pisze...

Super rozdział ^^
Ale brakuje Lionnie. #justsaying

Anonimowy pisze...

świetny blog, z niecierpliwością czekam na następny rozdział! ;)
A co to filozoficznych tekstów- chętnie przeczytam :)